Reklama
Newsletter

Archives
30
Jul
52

Miała być relacja z Krakonu, to i piszę.

Może zacznę od zła, żeby móc mieć w rozwinięciu i zakończeniu dobro 😛 Czy mniejsze zło chociażby 😉 Tak więc lista krzywd, które mnie spotkały (tryb czepiania się mode on):

– jeden z identyfikatórw, który zaprojektowałam, wydrukowany był ze szkicu zamiast z poprawionej, dopieszczonej wersji :< I przez to był jedynym bez podprogowego ślimaka! *drze szaty, wyje do księżyca*

– jedna z atrakcji od początku nie miała być prowadzona przeze mnie, ale z jakiegoś powodu był przy niej mój nick. Było wywieszone na drzwiach potem, że nie ja prowadzę, przykro mi jednak jeśli ktoś się zawiódł jakoś przez to 🙁

– upał zło i sauna. Weźcie zorganizujcie jakoś lepiej tę pogodę następnym razem, bo ja jestem oburzona. Jakby kto tam na miejscu opychał wachlarze czy inne wiatraczki na baterie to by już chyba do końca życia mógł pływać w forsie.

– pierwszego dnia długo musiałam czekać na krzesełko do mojego stanowiska, chlip chlip! (Ale jakby kto biegał z kamerą za koordynatorem wystawców przez cały początek konwentu i rejestrował jego przejścia z ławkami, to mielibyśmy nasz polski odpowiednik Blai Witch Project… horror – hit – sukces kasowy ;))

– dziewczyny z komikslandii przyjechały dopiero w sobotę i w piątek było mi bez nich nudno 🙁 Aż zaczęłam szkicować ślimaki… Dziwne ślimaki… Pozdrawiam każdego, kto adoptował dziwnego ślimaka… ;p I kto podszedł pogadać, bo bym tam uschła sama.

– zło z mojej strony – zupełnie spieprzyłam design plakietki helpera. Pytałam jednego z orgów co robi helper na konwentach i mi powiedział, że to taki niewolnik, więc narysowałam tego zombie w łańcuchach i myślałam, że jestem zabawna. Tymczasem powinnam była na tym idencie narysować konia. Steampunkowego zombie – konia – niewolnika. Tak więc za ten błąd wszystkich konwentowiczów przepraszam, biję się w cyc i rozpaczam nad swą kompromitacją. Choć oczywiście nie wszyscy helperzy byli końmi 😉 Nie wiem, czy trafiłam po prostu na dobrych helperów czy chodziło o to, że korzystałam z ich pomocy tylko na samym początku konwentu, kiedy jeszcze byli względnie ogarniający rzeczywistość.

– droga powrotna to był jakiś koszmar i nieporozumienie. PKP = śmierć. Mając do wyboru PKP lub cokolwiek powinniście zawsze wybrać tę drugą opcję.

No to chyba tyle jeśli chodzi o zło. Przejdźmy do dobra.

Nocleg jako gość dostałam rewelacyjny, na podium najlepszych miejsc noclegowych jakie dostałam od organizatorów konwentów ever zajmuje drugie miejsce (pierwsze to wciąż Audiowizje z Torunia). Wiem, że wystawcy i konwentowicze tego powiedzieć nie mogą niestety… W związku z tym pojawiła się niespodziewana atrakcja nielegalnego użyczania prysznica dziewczynom z Komikslandii ^^’ Dodatkowo w hostelu był bar o wdzięcznej nazwie Oliwka, gdzie dawali bardzo przyzwoite jedzenie w bardzo przyzwoitych, studenckich cenach. Jak przyjechałam głodna w środę w nocy to nie musiałam się turlać po Krakowie szukając jedzenia. Duży plus.

Co do atrakcji to miałam silne postanowienie na jakieś iść. Bo zwykle nie chodzę. Bo na konwenty jeżdżę pracować, a nie się bawić, kurde ;)! Poszłam na panel o „dziwnych chorobach” w bloku horror, gdzie wytrzymałam może pół godziny, po czym uznałam, że się już upiekłam z gorąca i uciekłam. Ale sam panel poza tym spoko, poza lekkim poślizgiem czasowym. Potem jeszcze trafiłam na prelekcję o powiązaniach tarot a fantastyka i w sumie mam wrażenie, że dała mi sporo jako storytellerowi. Czy mam rację to się okaże w praktyce oczywiście 😉

Sama też poprowadziłam dwie prelekcje, tam powiedziałam co wiedziałam, było generalnie sympatycznie, poza wątkiem, gdzie jakaś grupka osób jeszcze tam została w sali po jakimś poprzednim panelu i sobie do siebie gadali i przeszkadzali. Kulturalnie ich kurde wypraszam, a ci nic. Ale był to stosunkowo mały objaw tego, jak zezwierzęcenie i degrandolada moralna coraz bardziej trawi środowiska fantastów, mangowców i poniaków (na tym konwencie spotkałam się ze zjawiskiem pony-nazi @_@…!). Bo patrzcie takie zjawisko – konwent odbywał się w miasteczku studenckim AGH. Nocą konwentowicze wylegli na chodniki oddając się kontemplacji walorów smakowych rozmaitych trunków alkoholowych (pół biedy, jeśli tylko alkoholowych) – no i spoko, jesteśmy dorośli, bawimy się. Wśród tłumu nie dało się przy tym nie zauważyć grupki czarnoskórych młodych ludzi, którzy, o ile się orientuję, nie brali udziału w imprezie i zapewne mieszkali w którymś z akademików. Siedzieli sobie w grupce, wcinali kiełbasę z grilla i też raczyli się piwkiem. Fajnie.

Rano idę z hostelu, a tam na terenie uczelni ogólnie rozpacz i nędza, dużo pobitych butelek, gdzieniegdzie ślad po jakimś rzygu. A tam, gdzie imprezowali murzyni – czyściutko :P! Mój zmysł detektywa podpowiada mi tu kilka możliwości:

  1. Murzyni podrzucili konwentowiczom swoje śmieci, żeby ich skompromitować w mych oczach.
  2. Murzyni faktycznie elegancko posprzątali po sobie. Jest to ewidentnie znak tego, jak gardzą naszą kulturą i się nie chcą asymilować, moi drodzy!
  3. Miałam halucynacje z niedożywienia.

Ale wciąż lubię wierzyć, że większość, znaczna większość wyżej wymienionych środowisk to złote ludzie. I pewnie są. Te złe akcje po prostu bardziej widać.

Wracając do prelekcji moich, to spytałam później jedną z organizatorek czy dało się tego słuchać co mówiłam, czy też wyszłam na bardziej upośledzoną niż zwykle. Powiedziała mi, że jako jedyna przyszłam przygotowana i z jako – takim planem co mówić 😀 No jak ja tam byłam najlepsza to mam nadzieję, że Makaronowy Buk miał w opiece ten art room… Bo niby robię prelekcje na konwentach już dość długo, ale pewnie nigdy nie dojdę do takiej wprawy jak bym chciała mieć, niestety. Może pójdę się chociaż zapisać na jakieś lekcje mówienia z dykcją czy coś… albo od razu mówienia z sensem… No w każdym razie mam nadzieję, że osoby, które do  mnie przyszły nie uznały tego czasu za stracony 😉

Poznałam też na Krakonie naprawdę fantastycznych ludzi, z czego jedna osoba nawet mi postawiła tarota 😀 Darmowy tarot zawsze na propsie! Jakich wyników by nie dał…

tarot

 

 

Kupiłam sobie też rękawiczki z kołami transmutacyjnymi z FMA (teraz zakładam je i biegam za Marcinem krzycząc, że go stransmutuję, a on z właściwym sobie wdziękiem i cierpliwością każe mi spierdalać :D), a kupiłam je na stoisku, które kilka razy uraczyło mnie prądem do komórki, tak więc pozdrawiam Warsztat Szalonych Rzemieślników 😉 I Adamsky Kitchen za barter towarowo – spożywczy ^^. Jak napisano w Piśmie – „każdy, kto karmi ślimaka będzie miał fory w kolejce do Królestwa Niebieskiego, czy jakoś tak”.

Poza tym projekt, który miałam prezentować, podobał się i wydawcom i czytelnikom <3 Nanoszę sugerowane zmiany i sugestie i druga tura prezentacji na Polconie 🙂 (Uprzedzając pytania – nie pokazywałam projektu na prelekcjach, bo jest owiany jeszcze lekką mgiełką tajemnicy i widział go mało kto :P)

Z dziwnych przemyśleń – zastanawiałam się czy i za czym będę tęsknić podczas tych kilku dni nieobecności w domu. Czy będę np. tęsknić za Marcinem? Za moim pro biurkiem? Domowym jedzeniem? Czymśtam? Otóż okazało się jednak, że jedyną rzeczą, za jaką tęskniłam był koncert Serja Tankiana „Elect the dead symphony”. Na szczęście znów mogę sobie słuchać 🙂 Muszę sobie to zorganizować na komórkę czy coś…

Dobra, to by myślę było na tyle. Mam plan porobić jeszcze jakieś komiksy z refleksjami konwentowymi, zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Jakoś niedługo relacja ze SkierConu :P!

Ślimok

 

 

22
Jul
10

drama

Zawsze powtarzam, że jak już będzie modyfikator genów w każdym kiosku to kupuję sobie gen prostych włosów :l

16
Jul
9

lama

Jeden z czytelników zażyczył sobie na Animatsuri kubek “Jezus cię kocha”, na konwencie przybył i wsadził do niego pluszową lamę, która tak naprawdę jest portfelem. Oto pamiątkowe zdjęcie z tej chwili. This went full derp and never came back. (Też chcę taką lamę :x) Ale jeśli twierdzicie, że widzieliście kiedykolwiek cudniejsze zestawienie pluszowej lamy i kubka to kurde pic or it didn’t happen!

Czytelnik ten pomógł też nosić zaginioną paczkę, gdy ta już się znalazła (wyznaję ideę, że póki w budynku jest choć jeden mężczyzna, to żadna kobieta nie powinna nosić nic ciężkiego, taka ze mnie szowinistka). Dziękuję, Apoku 😛 ( i dziękuję Alicjo za pożyczenie mi Apoka, choć nie sądziłam, że wiązało się to z taką traumą ;P)

 

Z innych rzeczy to uczyniłam wczoraj taki hmm.. happening? performance? Dałam mianowicie Marcinowi pizzę i puściłam mu filmik, gdzie jakiś dzieciak wypowiada się o metalu. Marcin słucha metalu, ponieważ jest bardzo deep i tró. Nagrywałam jego reakcje. Moje dzieło zatytułowałam “Zdegustowany Cygan przeżuwa”. Jest to tytuł bardzo adekwatny, ponieważ Marcin był na tym filmiku zdegustowany i przeżuwał, a wygląda jak Cygan na co dzień, czyli na filmiku też. Ale świat nie jest gotowy by ujrzeć to dzieło…

 

Poza tym zaczynam jeszcze bardziej niż zwykle wątpić w moje zdrowie psychiczne, bo robię jakieś takie rzeczy:

KOTY

 

I kompozycje z takich rzeczy:

tukansy vs modelinki

 

Historię pluszowych tukanów z pracowni Wiewiur opowiem innym razem 😉 W każdym razie miałam dziś taki pomysł jak patrzyłam na ludziki z modeliny obok tukanów, żeby o nich jakiś film nakręcić, wiecie, w klimacie, że te ludziki walczą z tymi tukanami czy coś. Albo pomagają im znaleźć drogę do domu do Tukanlandu. Ale nie miałby kto głosu podkładać ani montować ani nic 😉 Więc chociaż sobie fotę cyknęłam…

 

Ślimok (szalony)

 

15
Jul
15

Dziś zgodnie z zapowiedzią będzie wpis o Animatsuri.

W związku z powyższym chętnie wzorem Kominka zatytułowałabym wpis „DHL, ty kurwo”. Poprosiłam bowiem podwykonawcę, aby wysłał mi trochę kubków i inszych cudów wianków na adres konwentu  żebym nie musiała tego dźwigać w drodze autobusem (są bowiem mniej masochistyczne sposoby na popełnienie samobójstwa niż to). Paczka była zaadresowana na nazwisko jednego z głównych organizatorów konwentu i adres szkoły. Elegancko numer komórki podany i wszystko.

W dniu imprezy wchodzę sobie na tracking DHL i patrzę, że paczka odebrana, ale przez kogoś o zupełnie innym nazwisku niż odbiorca. Dzwonię do organizatora – nic nie wie. Zlecił poszukiwanie mojej paczki, ale bez efektów.

Gdy przyjechałam na miejsce konwentu zaczęłam więc własne śledztwo. Konkretniej było to bieganie z jednym z organizatorów po całej szkole, przeszukiwanie org roomów, informacji, wszelkich miejsc, gdzie paczka prawdopodobnie mogła być. A nawet tych, gdzie prawdopodobnie jej nigdy nie było lub nie miało prawa być, na wszelki wypadek. Szukaliśmy także osoby, która w systemie DHL była wpisana jako ta, która odebrała paczkę. Nikt, ale to NIKT o niej nie słyszał – ani ochroniarze, ani organizatorzy, ani medycy, ani nawet pracownicy szkoły. Nikt. Pewnie do końca mych dni się nie dowiem kto to odebrał. Zaczęłam nawet wyobrażać sobie, że kurier podjechał pod szkołę i dał paczkę jakiejś przypadkowej osobie z kolejki do akredytacji…

W trakcie biegania po szkole zobaczyłam na jakiś drzwiach napis „klub detektywa” czy coś w tym stylu. I myślę sobie „wy n00by, detektywa to ja mam tu i teraz, real life śledztwo”.

W końcu wymyśliłam, że może jak ktoś to odebrał to zaniósł do sekretariatu. Sekretariat zamknięty. Szukamy ciecia z kluczem. Cieć się znajduje. Klucz też. Sekretariat otwarty, paczka jest. Następuje wielce romantyczne rzucenie się na szyję cieciowi z płaczem. Cieć reaguje entuzjastycznie.

I wszystko dobrze się kończy. Poza tym, że jestem wykończona nerwowo, fizycznie i psychicznie znaczy się 😛

Jak byłam mała zawsze powtarzałam, że manie firmy jest nie na moje nerwy. Miałam rację.

W każdym razie organizatorów za to wszystko nie winię, zrobili dla mnie co mogli. Winię kuriera, który mając odbiorcę czarno na białym elegancko na paczce wręcza ją jakiemuś Bógwiekomu. Trochę taki poziom jakbym zaadresowała coś do dyrektora firmy, a przesyłkę otrzymała dajmy na to woźna, która rzuciła ją gdzie uważała za stosowne.

Niby dość logiczne było z tym sekretariatem, ale nie był on włączony w teren konwentu, więc nie brałam go pod uwagę.

W każdym razie cała ta akcja zniszczyła w moich oczach wizerunek DHL jako firmy cnotliwej, co do tej pory mnie nie zawiodła. Foch, DHLu, foch z przytupem i płakaniem w poduszkę.

Poza tym przypadkiem mogę jeszcze pomarudzić jedynie na lokalizację konwentu – czemu był gdzie indziej niż zwykle i czemu na krawędzi mapy? Coś słyszałam jakieś tłumaczenia, że ten budynek miał szansę pomieścić więcej ludzi czy coś takiego, ale to jest wymówka, bo prawda jest taka, że była to ewidentnie złośliwość wymierzona we mnie :P! (Podobnie jak ceny biletów ZTM, jakość polskich dróg, sytuacja geopolityczna Polski i tryliony innych rzeczy. Wszystko to są złośliwości specjalnie z myślą o mnie powiadam Wam.)

Potem już było tylko siedzenie ze stoiskiem i prelekcja. W pierwszym wypadku po raz kolejny pomogła mi firma Firebird, za co bardzo dziękuję 🙂 Poza tym bardzo pomogli Cat (także towarzysząca mi w paczkowym śledztwie) i Kiciputek z Danielem. Umarłabym bez Was tragicznie. Dziękuję. No i oczywiście ekipie Animatsuri za zaproszenie też dziękuję 🙂

Dziękuję też wszystkim, którzy przyszli na prelekcję jako publiczność – zawsze wzrusza mnie zaufanie, że powiem może niechcący coś mądrego i zawsze mam nadzieję, że się za mocno nie zawiedliście w tym oczekiwaniu 😉

Z innych niezwykłych wrażeń – no kurde wszędzie mangowcy. Wszędzie. Ludzie spali gdzie mogli, więc też leżeli w różnych losowych miejscach. Podczas śledztwa paczkowego mieliśmy więc takie dyscypliny sportowe jak: skok przez mangowca, wdzięczne potknięcie się o mangowca czy slalom wśród mangowców. Hardkorowe doznanie 😉

Wybaczcie chaotyczność wpisu, ale tak dawno nic zwyczajnie nie pisałam, że wyszłam z wprawy i nie umiem już w logikę wypowiedzi.

To by było na tyle na dziś. Jeszcze odcinek trza narysować joł 😉

Ślimok

14
Jul
10

Od jakiegoś czasu miałam wizję zrobienia takiej stricte blogowej podstrony chatki, z literkami i w ogóle, gdzie byłyby jakieś dłuższe teksty (typu “podarł mi się sandał” czy “nie smakowała mi zupka chińska”), a tę główną by się zostawiło na same komiksy. No to czynię.

Miałam zacząć od tekstu o Animatsuri i mojej zagubionej paczce, ale dziś już nie dam rady. Za mało snu w tym tygodniu, wczorajszy konwent także wiązał się z poważnym ubytkiem energetycznym, a dziś zamiast odpocząć urządziłam sobie całodzienną sesję sprzątania. Misja doprowadzenia tego mieszkania do jako – takiej kultury była trudna i niebezpieczna, toteż nie podołałam, ale wygląda nieco lepiej. W związku z tym wszystkim zrobiłam sobie rysunek przedstawiający mój obecny stan ciała i ducha.

khhh

A teraz pójdę wreszcie spać.

– Ślimok