Reklama
Newsletter

Archives
26
Nov
0

journey

Póki co stać mnie co najwyżej na wycieczkę do Radomia, ale chyba odłożę pieniądze aby zrobić tę podróż lepiej – Radom to będzie dopiero początek! Gdy postawię już stopę tam, gdzie chytra baba z Radomia sięgnęła po 3 cytryny i ujrzę na własne oczy słynne radomskie lotnisko z samolotami widmo, chcę odbyć pielgrzymkę śladami mamy Madzi i popatatajać konno tam gdzie ona patatajała, choć niekoniecznie w bikini.
Pragnę dotknąć parapetu, na którym mieszkanka Zawiercia postawiła garnek z rosołem, który jej ukradli i wyceniono straty na tysiąc złotych. Pragnę stanąć tam, gdzie Kwaśniewski apelował do psa Saby, by ten nie szedł tą drogą.
Pielgrzymować wzdłuż najdłuższych polskich ekranów dźwiękochłonnych umieszczonych w szczerych polach.
Chcę zobaczyć Suwałki – nie mam pojęcia co to są Suwałki, znam je tylko z enigmatycznych prognoz pogody.
Udam się też do Łodzi aby iść wzdłuż nieczynnych fabryk uświęconych wizytami papieża, by upaść tam, gdzie upadł polski przemysł włókienniczy, ujrzeć miejsce, gdzie narodził się Michał Wiśniewski.
Chcę pójść w środku sezonu nad Morskie Oko by poczuć prawdziwą wspólnotę tysięcy ludzi ściśniętych na wąskiej, górskiej ścieżce.
Po drodze jebnę sobie selfiki każdym odpadniętym tynkiem jaki napotkam zapychając tym samym 30 kart pamięci.
Finał tej podróży osiągnę oczywiście w Bieszczadach, gdzie będzie już wiadomym, że rzuciłam to wszystko, co właściwie tożsame jest ze stanem nirvany. Mam nadzieję, że w Bieszczadach znajdę jakąś puentę swojego życia. Mam nadzieję, że będzie tam stoisko z kolorowymi smokami wawelskimi i mam nadzieję, że będą tam zapiekanki z mikrofali i odgrzane w mikrofali piwo z sokiem malinowym o smaku syntetycznego aromatu.
Na tej trasie planuję odnaleźć siebie i może nawet, rykoszetem, prawdziwą miłość, bo ze mnie już taka niepoprawna romantyczka i marzycielka.