Zanim omówię co tam na Pyrkonie pragnę przybliżyć klimat opisując czwartek poprzedzający konwentowy piątek. Otóż poszłam do kosmetyczki na paznokcie. Nie pamiętam dokładnie tej wizyty, ale padły tam z jej ust słowa w tonie „hej, chodź zrobię ci hennę i debilację brwi, zaufaj mi, jestem profesjonalistką, co złego może się stać na dzień przed Pyrkonem?”. Pomyślałam, że ta argumentacja jest w pełni sensowna.
Jakąś godzinkę później buszowałam ze współlokatorką po hebe w poszukiwaniu farby do włosów, która pasowałaby kolorem do nowych brwi. Taka tam, rozumiecie, przygoda.
Współlokatorka poszła później o wiele dalej w służbie dbania o mój imaż, bo okazało się, że umie zrobić mi kreskę na oku. Dla mnie sztuka eyelinera była do tej pory niedostępna, bo
1. jestem krótkowidzem
2. bardzo. Bardzo krótkowidzem, naprawdę.
3. Jak chcę zrobić kreskę to muszę patrzeć w lustro z odległości 3cm, więc biję kredką w lustro
4. soczewek nie mogę nałożyć, a bez okularów nie widzę
5. ilona ty buło losu
Tak więc współlokatorka otrzymuje order virtuti wizerunkari królestwa chatolandii.
Poza tym ciekawa sprawa wynikła z noclegiem.
No więc nocleg był fantastyczny, a na śniadaniach pilnowałam się żeby ładnie nakładać szamę na talerzyk zamiast zaryć w nią paszczą i szamać jak locha żołędzie. Wymagało to nadludzkiego wysiłku woli, ale ogarnęłam.
Poza tym Pyrkon dał mi vouchery na obiady i to też takie fancy, a nie jakieś byleco. Dodatkowo opiekun strefy VIP docenił kocykowy rysunek, który dla niego uczyniłam i przyniósł jakieś drożdżówki 😀 Dziękuję, zawyżacie moje oczekiwania niezdrowo ;v;
W dodatku czytelnicy mnie dużo dokarmiali – co chwila jakieś cukierki, batoniki, fryteczki, myślałam, że this is it, wyżej nie będzie, oto stratosfera dobrobytu, ale nie! Przyszli dobrzy ludzie i zabrali mnie na sushi, ostatecznie wywalając dobrobytoskalę na stratosferę i dalej ;v; Dziękuję wszystkim ;v;!! Także tym, którzy dali strawę duchową dobrym słowem lub materialną kupieniem czegoś ;).
Ale to ie koniec! Gindi zatrudniło manadżerkę dobrobytu twórców, która w ramach dbania o mój dobrobyt ogarniała mi kawę ze strefy VIP ;v; Jak żyję moje ego i żołądek nie były tak domiziane.
Mimo całego tego dobra jestem teraz zmęczona i nie ma we mnie ładu ni składu, więc popiszę jakieś losowe rzeczy co tam się działy:
- Draneczka usłyszała pytanie „kiedy 2 tom Kawaii Scotland” jakieś 50 razy i z 1 strony się cieszyła, że ludzie się cieszą z tej mangi i pamiętają i czekają, a z drugiej dostawała już trochę palpitacji macicy od tłumaczenia się. Tymczasem w te Święta powinna się ukazać light novel z tego uniwersum, przynajmniej Adrian twardo się upiera, że skończymy na czas.
- Panel autorski mi całkiem zacnie wyszedł i po raz pierwszy ludzie mieli aż tyle pytań <3 Zwykle nikt nie ma pytań i zadaję je sobie sama ;v;
- Na powyższym panelu przedstawiłam Adriana jako „mojego asystenta już od 2 lat, więc jak widzicie ma głęboki syndrom sztokholmski” i ludzie bili brawo. Utwierdzil go więc w jego patologicznym zachowaniu. Jestem dumna.
- Opowiadałam m.in. o planach na kolejną planszówkę. Tak po krótce tu wspomnę, że są tam 4 frakcje – menele, studenci, jawnogrzesznice i squatowcy. Wyobraziłam sobie wówczas taki dialog z jakimś fikcyjnym kimś:
- Na autografach podpisałam komuś majtki (byłoby śmieszniej gdyby autografowana miała to na sobie podczas autografowania, wiem, ale by się ciężej podpisywało).
- Dyżur miałam obok Felicii Day i miałam trochę star strucka.
- Dostałam taką grę Black Monka <3
- Narysowałam fabulous fanart odmętom absurdu.
- Rysowałam jakieś różne ślimaczki.
- Nie byłam na żadnej prelekcji poza moimi. Adrian mówi, że dostać się na wiele z nich bez wcześniejszej rezerwacji było niemal niemożliwością.
- Asus zrobił takie śmieszkowe torby z mojego rysunku i rozdawali je.
- Wdałam się w tak sobie pouczającą dyskusję o tym jak wygląda piryt na stoisku z gruzem ozdobnym.
- Ktoś zrobił fanart naszyjnika z RPG kotków i go nosił ;D
Szczęśliwie mieliśmy ogarnięte bilety na ciapong w obie strony i ominęły nas dantejskie sceny. W drodze powrotnej doczepili aż 7 wagonów aby pomieścić ludzi :O Mieliśmy przez to godzinę opóźnienia, ale chociaż ludzie nie podróżowali w warunkach urągających godności człowieka.
No i w sumie tyle. Dużo dobrobytu, dużo wdzięczności, ale też zmęczyłam się bardzo, bo podróż, wstawanie bladym świtem przed dziesiątą i w ogóle wychodzenie z piwnicy jest zawsze bardzo stresujące. Jeszcze raz wszystkim dziękuję, a teraz idę spać.
Ślimak
Chciałam napisać coś o konstytucji i wyszło mi coś takiego. W gruncie rzeczy odcinek neutralny politycznie, bo wszyscy zarzucają to sobie na wzajem 😉