Popełniłam dla SWPS grafiki do badania “bullying & parenting”. Tak więc prośba – jeśli ktoś z Was jest rodzicem / opiekunem dziecka, które na etapie szkoły podstawowej lub szkoły ponadpodstawowej doświadczyło prześladowań, to może tu kliknąć w link https://swps.pl/…/31570-twoje-dziecko-doswiadcza… i poświęcić trochę czasu na wzięcie udziału w badaniu. Z góry dżemkuję!
Ostatnio więcej piszę i może nawet jakiś tomik opowiadań urodzę, kto wie! A tu opowiadanie o prokrastynacji, które paradoksalnie bardzo mało prokrastynowałam.
—————
– Proszę państwa, mam zaszczyt i honor powitać największego bohatera naszych czasów w naszym studiu na jego pierwszym w historii wywiadzie, proszę powitać oklaskami Bożydara Kwiatkowskiego!
Mężczyzna po trzydziestce, odziany smart casualowo, wszedł na scenę. Publiczność darła się z ekstazy machając transparentami wyrażającymi uwielbienie dla niego, poleciała w jego stronę damska bielizna, trochę męskiej też. Bożydar nieco się zmieszał, ale pomachał do wszystkich i usiadł na kanapie wskazanej przez redaktorkę.
– Po raz pierwszy mamy zaszczyt gościć gościa, który cieszy się tak powszechnym uwielbieniem jak pan! Proszę nam opowiedzieć, jak doszło do tego, że zbawił pan świat?
Mężczyzna zamyślił się na chwilę, jakby nie był pewien gdzie ta historia ma początek. Prawda była jednak taka, że miał pojęcie, tylko trochę wstyd mu się było przyznać. Postawił jednak na szczerość, gdyż miał naiwną nadzieję, że może prawda go wyzwoli. Zaczął od następujących słów:
– Musi pani redaktor zrozumieć, że jestem pisarzem.
– Och? – Zatrzepotała rzęsami zdezorientowana, albowiem nie spodziewała się takiego wyznania. – Nie wiedziałam, czy może naprowadzić pan mnie i publiczność na jakieś napisane przez pana dzieła?
Chęć mordu zamigotała na jego twarzy, co publiczność wzięła za tik nerwowy.
– Nie mogę, gdyż, proszę pani, gdy w młodości usiłowałem zabrać się do pisania, straszliwie prokrastynowałem. I właśnie wtedy zacząłem sprzątać.
– Och?
– Posprzątałem całe mieszkanie trzy razy. A potem dla pewności jeszcze dwa. Myłem lodówkę tak długo, aż pod mikroskopem pokazało się zero bakterii. Potem posegregowałem alfabetycznie leki w apteczce i przyprawy w szufladzie. Te klimaty.
– Ale jak to się ma do…
– Sprawy wymknęły się spod kontroli, bo moje mieszkanie było już tak czyste, że czystość aż skrzypiała przy dotyku każdej powierzchni. Doprowadziało mnie to do szału, ale wciąż nie chciałem zabrać się do pisania, bo pisanie jest trudne, wie pani? Więc poszedłem posprzątać mieszkanie sąsiadki. Borykała się ze starością i niepełnosprawnością po tym jak oberwała odłamkiem granatu w powstaniu wielkopolskim, straszna historia.
– Musiała być faktycznie bardzo stara. To bardzo szlachetne z pana strony, że pan tak zrobił.
– To prawda. Jednak gdy także jej mieszkanie lśniło czystością, a ja wciąż miałem książkę do napisania, postanowiłem posprzątać także u moich znajomych. Wkręcałem się do nich niby to na imprezy, a tak naprawdę cały czas im sprzątałem.
– Co za chora akcja – podsumowała reporterka uśmiechnęła się przyjaźnie.
– A żeby pani wiedziała… W sumie to ja nie wiem o co mi wtedy chodziło, chyba liczyłem, że książka napisze się sama? Że to taka wojna psychologiczna z nią, kto podda się pierwszy – czy ja pisząc ją, czy ona napisawszy się sama? No w każdym razie dałem ogłoszenie do gazety, że będę sprzątał za pieniądze.
– Och! To bardzo kapitalistycznie z pana strony!
– To prawda. Z czasem zacząłem zatrudniać ludzi, bo nie miałem aż tyle kondycji, żeby cały czas pracować fizycznie, wie pani, byłem już po trzydziestce.
Cała publiczność, która przekroczyła ten wiek westchnęła. Co wrażliwsi ocierali łzy rozpaczy.
– Postanowiłem więc moje zasoby niepisania poświęcać na HR i użeranie się z biurokracją polską. To było tak zajmujące, że prawie nie pamiętałem, że mam pisanie do zrobienia. Prawie.
– Ale jak dobrał pan aż tak zgraną załogę? Pana pracownicy słyną z tak nieopisanego zaangażowania, że w systemach, gdzie dało się oceniać usługi firm na maksimum dziesięć gwiazdek, specjalnie dla pana firmy zaprogramowano jedenastą gwiazdkę.
– Proste – machnął ręką. – Zatrudniałem pisarzy, wie pani.
– Och?
– Zrozumiałem, że w niepisaniu mieszka ogromny potencjał energii twórczej, którą ludzie chcą przekierować na dosłownie cokolwiek innego, co nie jest pisaniem. Z czasem rozszezrzyłem moje zainteresowania o także innych artystów – grafików, rzeźbiarzy, wie pani. Potem doszli jeszcze uczniowie i studenci, ponieważ odkryłem ogromny potencjał także w nieuczeniu się.
– Fascynujące!
Publiczność pomrukami aprobaty przyznała, że fascynujące.
– Kiedy posprzątaliśmy już wszystkie mieszkania świata, przerzuciliśmy nasz nieograniczony potencjał na ulice, rzeki… Ostatecznie wtedy sam, zdesperowany tym, że wszystko jest już posprzątane, postanowiłem wziąć większego byka za rogi.
– To wtedy posprzątał pan ocean ze śmieci?
Za nimi na wielkim telebimie pojawiły się nagłówki z rozmaitych portali sprowadzające się do komunikatu “zdesperowany szaleniec sam posprzątał ocean, ręcznie”.
– Tak było.
Publiczność biła brawo. Prezenterka aż położyła sobie rękę na piersi, jakby obawiała się, że jej serce tak urośnie, że wyskoczy z klatki piersiowej i przytuli rozmówcę.
Wtedy jednak całkiem zniszczyła tę podniosłą chwilę durnym pytaniem:
– To teraz napisze pan w końcu tę książkę?
Zgrzytnął zębami. Następnie zacisnął je i siląc się na spokój, wycedził:
– Proszę pani. Proszę być poważną. Wie pani ile śmieci jest na orbicie okołoziemskiej?
– Ale pana książka…
Nie wytrzymał psychicznie tej presji.
Wstał nagle i krzycząc przewrócił stół.
Wybiegł ze studia, wciąż wrzeszcząc.
Nie przerwał krzyku przez całą drogę do samochodu, w którym trzymał specjalnie przygotowany na tę okazję skafander kosmiczny. Wiedział, że nie zdoła uciec przed książką, ale na bogów, próbował. Może na orbicie już jej nie będzie. Może chociaż na orbicie…
Wygląda na to, że przeszłam z jednej choroby w inną. To chyba już czwarta, ale kto by liczył. Na szczęście moja psychika implodowała jakieś trzy tygodnie temu i się nie przejęłam.