Kiedyś krążył po internecie mem z krótką historią taką: była sobie para i ci ludzie mieli córkę kilkuletnią. Poza córką mieli też jakąś absurdalną ilość tatuaży na całym ciele, więc któregoś dnia ich córka spytała “kiedy zaczną pojawiać mi się obrazki?”, bo tak działają geny, nie?
Analogicznie, jako dziecko i nastolatka, miałam absolutne przekonanie, że w końcu zmienię się w moją matkę. Któregoś dnia obudzę się i nagle będę nosić buty na obcasie, torebkę, makijaż na oczy i będę pracować w księgowości. Bo tak działają geny, nie? To po prostu tak jest.
To się nigdy jednak nie stało. Moje buty pozostawały uparcie płaskie. Moje plecaki i męskie listonoszki uparcie nie transformowały się magicznie w damskie torebki. Maskara nie pojawiała się na oczach, a jak przez chwilę popracowałam w księgowości, to wydałam cały komiks inspirowany cierpieniem, które wtedy przeżyłam. Nie rozumiałam co się dzieje. Czemu geny nie działają?
Tymczasem wczoraj widziałam się z mamą. Miała płaskie buty, bo lata noszenia obcasów zdewastowały jej stopy. Dała mi przez chwilę do potrzymania swoją torebkę, ciężką jakby nosiła tam cały dorobek życia. Skomentowałam, że może niech sobie plecak kupi, bo to nie ma śmieszne dla kręgosłupa takie obciążenie i to tylko na jedno ramię. Poszłyśmy więc kupić jej taki sam plecak jak ja mam, jest absurdalnie pakowny. Nie piękny, ale praktyczny.
I jak ją zobaczyłam z tym plecakiem i na płaskich butach zrozumiałam, że nigdy nie zmieniłam się w moją mamę, ale moja mama najwyraźniej zmienia się we mnie. Co za plot twist.