Zainspirowani lekturą Kryształów Czasu postanowiliśmy z Marcinem napisać własne fantasy, tylko żeby było bardziej niż KC. Dziś w ramach odcinka przedstawiamy pierwszą część tej perły polskiej literatury, więc proszę to potraktować jako odcinek literacki 🙂
————————
Dramatis personae:
Przeconan Niepoconan – szef lider gildii legendarnych wojowników, która jest lepsza od zwykłych gildii wojowników, bo jest legendarną gildią wojowników i rekrutuje tylko spośród wojowników, którzy dożyli czterdziestego levelu.
Piękna magini Tessa Le Mistery z rodu Secrett – ma bardzo duże piersi. Jej hobby to ocalanie świata i yaoi. Ma bardzo dużo legendarnej biżuterii, której wzór handlowy jest siedmiokrotnie zakazany na siedmiu kontynentach. Jej ojciec jest legendarnym półsmokiem półczarnoksiężnikiem, który był tak potężny, że ziewając otwierał portale między wymiarami. Któregoś dnia potknął się i wpadł do jednego z nich, co oczywiście było zaplanowane. Od tej pory widziano go wszędzie i nigdzie.
Szczupły i wysportowany Kapłan Remedius Optimus Mortis wychowany przez zakon Boga Relatywizmu Moralnego – Relatywora , który jest jedynym bogiem, któremu wszystko wolno i jest to pokątnie moralnie uzasadnione, więc świat to akceptuje. Remedius jest bardzo charyzmatyczny i wybrany przez boga do tego stopnia, że jak miał roczek to anioły pięćsetnego poziomu przychodziły zmieniać mu pieluchy, bo był po prostu taki zajebisty. Jego obecność egzorcyzmuje, uzdrawia i uświęca.
Mary Sue Curtis – księżniczka, która postanowiła wyjść naprzeciw opresji książąt ratujących księżniczki. Aby udowodnić swoją wyższość postanowiła dla odmiany uratować jakiegoś księcia, ale jeszcze żadnego nie znalazła do ratowania. Jej klasa to feministka – łowca, a jej wrogiem klasowym jest mężczyzna. Chciałaby być lesbijką, (magiczną lesbijką), więc uważa, że leci na Tess, choć tak naprawdę nie leci. Nie jest pewna co robi w tej drużynie, ale wydawała się dla niej dość legendarna.
———————–
Akcja właściwa:
Dzielna drużyna stanęła u wejścia Jaskini Przedprzedwiecznego Zła. Byli tam na Queście, jakiś wieśniak zgubił tu swoją ulubioną drabinę. Zbawili już całe miasto i zrobili cały main quest, więc nadrabiali ostatki, żeby mieć calaka czyli 100%. Poza tym wieśniak Tom był jedyną nie uratowaną przez nich osobą w promieniu stu kilometrów, a oni chcieli postawić tam chorągiewkę, że już wszystko zrobili.
Po wejściu do jaskini okazało się, że w podłodze jest wysuwana lawa. Przeczuwali kłopoty, bo lawa nie jest miła w dotyku, tak czytali. Lawa bulgotała i szczelała lawą. Na szczęście mieli w drużynie Tess! Ta odruchem bezwarunkowym rzuciła trzydziestopoziomowe epickie antyczne zaklęcie ochrony przed lawą „lawa precz’’ jednocześnie ziewając i myśląc o tym co będzie na obiad i rozważając aktualną sytuację polityczną Otolandii. Drużyna z radości wskoczyła do lawy i zaczęła się w niej pluskać.
– Och nie! – krzyknęła Mary Sue, ponieważ jej materiałowy strój zaczął się palić, pozostawiając na niej jedynie żaroodporne majteczki +8, ukazując jej filigranowe, w każdym względzie idealne ciało.
– Och! – krzyknęła Tess, czując się odpowiedzialna za tę sytuację. – Nie martw się Mary Sue, prędko rzucę zaklęcie, dzięki któremu odrośnie ci ubranie.
Jednak gdy Tess rzuciła zaklęcie ubranie Mary Sue nie odrosło, urosły jej za to piersi.
– Och! – krzyknęła Mary Sue, była bowiem najbardziej elokwentną, dobrą, uczciwą i pod każdym względem głęboko idealną, a obecnie zaskoczoną osobą.
– Och! – potwierdziła Tess – Chciałam aby odrosło ci ubranie, lecz twoja uroda zdekoncentrowała mnie i wyszła mi dzika magia! Niestety nie mogę powtórzyć próby tego zaklęcia, bo mam na tę podróż zapamiętane tylko jedno zaklęcie przywracania ubrania, przykro mi.
– Hehehe, cycki – powiedział Przeconan, po czym wyjął zza pazuchy beczkę piwa, które wypił jednym haustem podśmiechując się obleśnie i dyskretnie drapiąc się po jądrach, był bowiem super męski, po czym pierdnął.
– No dobrze, może w jaskini znajdę jakieś ubranie – powiedziała Mary, ponieważ kiedy ona chciała aby jaskinie były pełne ubrań, to one były pełne ubrań, tak działało kosmiczne prawo przyciągania.
– Podczas gdy wy zajmowaliście się jakimiś pierdołami, ja zidentyfikowałem Króla Zjaw w tej jaskini i zniszczyłem jego armię w jego własnym wymiarze, wy ignoranci – poinformował Kapłan. – Zidentyfikowałem także tę jaskinię i wyszło mi, że w istocie nie jest to zwykła jaskinia, tylko Labirynt Śmierci Oraz Wszystkiego.
– Dupa tam – powiedział Przeconan. – Po prostu szukasz wymówek, aby nie znaleźć drabiny wieśniaka Toma, ty tchórzu.
Była to najdłuższa wypowiedź w życiu Przeconana, postanowił więc uczcić to wyjmując zza pazuchy udziec dzika i zjadł go jednym kęsem mlaskając. Resztki dzika wpadły mu w gęstą brodę i zaginęły tam na zawsze. Zaś echo jego mlaskania wybiło większość potworów z pierwszego poziomu.
– Na honor mego boga Relatywora, ja tchórzem!? Ja nie jestem tchórzem, pójdźmy w te pędy odnaleźć więc drabinę wieśniaka Toma.
– Mi to wygląda na pułapkę – rzekła przytomnie czarodziejka Tess. – Jak się do takiego labiryntu wejdzie to już nie bardzo da się wyjść oraz jakim cudem wieśniak Tom zostawiłby tu drabinę?
Lecz nikt jej nie słuchał, bo wszyscy byli już w labiryncie.
– Pierdoleni debile – westchnęła męczeńsko Tess. – A przecież skończyłam studia – rzekła wchodząc do labiryntu.
Niestety okazało się, że za rogiem stał znudzony siedemdziesięciogłowy Smok Wszystkiego Naraz i zionął wszystkim naraz w oko wojownika. Ponieważ wojownik był szerszy od smoka, męski, odważny, śmierdzący, groźny i szedł pierwszy, zasłaniając cały korytarz.
Wówczas z refleksem tak idealnym, że reakcja poprzedziła przyczynę reakcji, wojownik wyciągnął swój miecz +400 do każdej statystyki, który świecił pełną paletą kolorów i świateł, niczym kula dyskotekowa. Smok aż nie wiedział co przyszło najpierw – oślepnięcie, czy atak padaczki. No w każdym razie padł rażony tym czystym aktem zajebistości i umarł, w ostatecznym odruchu teleportował się do innego wymiaru i tam też umarł. Oko wojownika natomiast zostało uleczone samą obecnością kapłana. Wojownik to był wręcz czasem na swojego kolegę kapłana zły, że odkąd ze sobą chodzą, to on nie ma żadnej nowej blizny i nie ma czego pokazywać dziwkom w zamtuzach i żadna nie wierzy już w jego epickie przygody. Aż beknął z oburzenia.
Niestety dwa kroki za smokiem była straszna pułapka z kwasowym gazem i granatami dymnymi i kolcami i to wszystko jeździło na boki i wypluwało zmutowane szczury i zaczęło jechać na kapłana.
Kapłan wzdrygnął się, to wszystko przypominało mu jego mamę. Oczywiście jego aura i zapętlony krąg uzdrowienia, który rzucał jako skutek uboczny tego że w ogóle oddychał, nie pozwoliła na otrzymanie jakichkolwiek obrażeń. W pierwszej chwili chciał zaatakować tą obrzydliwą abominację, lecz w drugiej przyszły wątpliwości – czy to moralne? Czy ta abominacja ma dane przez boga prawo do życia i że skoro żyje, to najwyraźniej powinna? W trzeciej chwili doszedł jednak do wniosku, że dla tej abominacji sam fakt, że w ogóle istnieje jest najgorszą karą, więc po prostu nią wzgardził i poszedł dalej. Mimo to wspomnienie o mamie zostało, co wycisnęło jedną, jedyną nadobną łzę z jego lewego oka, a łza opadając na ziemię rzuciła na abominację klątwę pójścia na studia na socjologię.
Abominacja więc grzecznie pożegnała grupę i poszła na socjologię. W międzyczasie nikt nawet nie zauważył co się stało, bo wojownik drapał się w nosie, czarodziejka teleportowała się rekreacyjnie, a Mary Sue była zajęta byciem piękną i nie poświęcała aktualnie uwagi innym bzdurom, a gdy szła jej nagie piersi podskakiwały rytmicznie w rytm iścia, nabrzmiałe sutki zaś wirowały na boki.
W międzyczasie bekający, pierdzący i pijący niezidentyfikowany alkohol Przeconan zobaczył tabliczkę z napisem „Zamtuz – dziwki i koks 50% taniej, happy hour 24h” i stwierdził, że to na pewno nie pułapka i wszedł do tego pokoju i okazało się, ze nadepnął na przycisk od wprowadzania w szał losowych wojowników, a że był jedynym, to wpadł w szał. „Chwila, przecież ja nawet nie umiem czytać” to była ostatnia myśl przed wpadnięciem w szał, a potem był już tylko szał. Szalony szał.
W tym momencie padł na podłogę i zaczął krzyczeć, że jego tatuś nigdy nie przychodził na jego rycerskie pojedynki i że kupił mu kiedyś różową zbroję i inni wojownicy się z niego nabijali i rzucali w niego toporami, wyzywając go od pedałów, więc zapuścił brodę i przyszedł do nich w nocy i ich zabił, wyrywając im kręgosłupy i zjadając im głowy. Lamentował przy tym strasznie i tupał nogami tak, że wywalił dziurę w marmurowej podłodze i spadł piętro niżej, na kolejny poziom Labiryntu Śmierci i Wszystkiego.
– Brawo, właśnie skróciłeś naszą drogę o cztery miliardy komnat, jesteś bohaterem – rzekł Kapłan, jednocześnie z uznaniem i przekąsem, a Przeconan stracił na chwilę przytomność. Podczas tej krótkiej chwili zachrapał, niczym prawdziwy mężczyzna, po czym obudził się gotowy do walki, bo właśnie taki zawsze się budził.
CIĄG DALSZY BYĆ MOŻE