Nie wiedziałam jakie dać życzenia na dzień matki, więc narysowałam takie z głębi duszy i serca. Mam też taką wenę się podzielić rzeczami o mojej mamie.
Generalnie mamy dobry kontakt, w związku z czym miałyśmy kiedyś rozmowę o moim dzieciństwie. Wyszło wtedy na to, że miały z jej strony różne akcje, co do których była przekonana, że okaleczą mnie one na całe życie, ale miały na mnie zerowy efekt. Z drugiej strony były też takie, które uważała za normalne wychowanie, które okaleczyły mnie na całe życie. Miały też miejsce rzeczy, które odbieram jako wspaniałe, choć nawet nie zwróciła na nie uwagi. Tak więc morał z tego taki, że jako matka (lub ojciec w sumie pewnie też), być może robisz właśnie coś strasznego dziecku i nie wiesz, albo może robisz też coś wspaniałego i też nie wiesz. Okaże się. Powodzenia.
Docelowo jednak chciałam opowiedzieć o jednej z tych wspaniałych rzeczy. No więc wspaniała rzecz nastąpiła po generalnym remoncie w mieszkaniu, reset podłóg, ścian, drzwi, burdel nieziemski. Wszystko jest wszędzie, gruz i nieszczęście. Miałam jakieś 12 lat wtedy i patrzyłam na to wzorkiem jelonka, który patrzy w światła reflektorów w wyświechtanej metaforze. Jak się w ogóle zabrać za takie coś? Jak pokonać potwora chaosu? Jak zacząć? Jaka strategia, jakie cokolwiek? Overwhelm 1000%.
I wówczas matka moja się w to po prostu rzuciła bez żadnego zastanowienia jak jakiś berserk ogarnięcia, zero przemyślenia czegokolwiek, po prostu wzięła pierwszą z brzegu rzecz i odstawiła ją na miejsce, potem kolejną i kolejną. Aktywność tam, gdzie ja weszłam w bezradną bierność sprawiła, że wyszeptałam nabożne “wow”.
I morał z tego taki, że do dziś jest to moja strategia na radzenie sobie z tym, że rzeczy jest za dużo i wszystko jest wszędzie na raz. Podejmuję JAKĄŚ dobrą decyzję, choćby to miało być coś tak banalnego jak starcie okruszków ze stołu. Daje to jakieś drobne poczucie, że może świat się wali, ale choć o mały krok oddaliłam się właśnie od przepaści. I kto wie, może nawet podejmę z rozbiegu jeszcze jakąś dobrą decyzję i może ona pociągnie za sobą kolejne, podobne, i nagle kryzys będzie ogarnięty. Polecam ten styl życia.
Polecam jeszcze bardziej ogarnianie prewencyjne, które sprawi, że uniknięcie masy różnych kryzysów, ale hej, bądźmy realistami
Podsumowując mój wywód, wszystkiego najlepszego w Dniu Matki
Zaczęłam robić post przerywany, ale to może być za mało ;v;
Trochę jeszcze wypalenie mnie trzymie i mentalność w remoncie. Powierzam ją Świętemu Remontemu do spraw, które nie mogą się skończyć, choć bardzo byśmy chcieli.
Byłam wczoraj na targach upcyklingu i rękodzieła na placu Konesera i dziś jeszcze też są i bardzo polecam je obczaić, jeśli ktoś lubi kreatywne pierdoły różne Ach, kiedyś wymyślę jak skończyć mój projekt upcyklingowy, muszę w to wierzyć.
Wiecie co jeszcze jest mega dobrym pomysłem? Wpisywanie w google wyników badania krwi! Moje na przykład mówią “przewlekły stres lub białaczka”, i mój nowy stres zapewne nie poprawia sytuacji.
Trochę inspirowane “Lower Your Expectations” Bo Burnhama
Nie było mnie długo, bo miałam trauma induced temper tantrum na tle zdrowia, a konkretnie tego, że mi się sypie (rok temu o tej samej porze było to samo, mam nadzieję, że nie wejdzie mi to w nawyk). Do kolekcji diagnoz doszedł nawet łagodny nowotwór ;l Jeden z takich co nic nie robi, ale co się zestresowałam, że tam jest, to moje.
Anyway, po kolejnej diagnozie zapalenia zatok nowa doktorka wpadła na rewolucyjny pomysł prześwietlenia mi czoła i nosa. Mam chyba ze 3 fakapy, które mogą wywoływać zapalenia, więc mam skierowanie na operację. Nie wiem jak się za to zabrać, na NFZ się czeka do późnej starości na takie coś, bo nie zagraża życiu, więc żryj antybiotyk na zapalenie zatok 5 razy do roku. Tak więc myślę iść prywatnie, ale nie wiem gdzie i ile to kosztuje i w ogóle nic nie wiem.
Nawet myślałam olać sprawę na jakiś czas, wszak miałam dość wrażeń zdrowotnych, ale przypomniał mi się taki ziomek, co miał na konwentach prelekcje o byciu bezdomnym i jak przetrwać kryzys i takie street smarts różne sprzedawał. Byłam na jego prelekcji jakieś 7 lat temu. Mówił, żeby sobie teraz ASAP zrobić zęby, bo jak nagle jest wojna albo cokolwiek i rozboli cię ząb to umarł w butach. Jak to człowiek wychowany w czasach prosperity miałam takie “haha, no co pan, przesadzasz pan, nic takiego się nie stanie”. A potem bum, pandemia, znajomy prawie umarł na brak dentysty. Ja dzikim fuksem miałam zęby zrobione. I jest mi jakoś tak analogicznie z tymi zatokami. Może trzeba zrobić ten nose job zanim wywiozą wszystkich lekarzy albo zanim skończą się leki albo cokolwiek. Bleh.
Podsumowując mój wywód – coś będę kombinować, ponieważ jestem Polką i mam obowiązki kombinatorskie.
I zróbcie sobie zęby ASAP.