Nie było mnie długo, bo miałam trauma induced temper tantrum na tle zdrowia, a konkretnie tego, że mi się sypie (rok temu o tej samej porze było to samo, mam nadzieję, że nie wejdzie mi to w nawyk). Do kolekcji diagnoz doszedł nawet łagodny nowotwór ;l Jeden z takich co nic nie robi, ale co się zestresowałam, że tam jest, to moje.
Anyway, po kolejnej diagnozie zapalenia zatok nowa doktorka wpadła na rewolucyjny pomysł prześwietlenia mi czoła i nosa. Mam chyba ze 3 fakapy, które mogą wywoływać zapalenia, więc mam skierowanie na operację. Nie wiem jak się za to zabrać, na NFZ się czeka do późnej starości na takie coś, bo nie zagraża życiu, więc żryj antybiotyk na zapalenie zatok 5 razy do roku. Tak więc myślę iść prywatnie, ale nie wiem gdzie i ile to kosztuje i w ogóle nic nie wiem.
Nawet myślałam olać sprawę na jakiś czas, wszak miałam dość wrażeń zdrowotnych, ale przypomniał mi się taki ziomek, co miał na konwentach prelekcje o byciu bezdomnym i jak przetrwać kryzys i takie street smarts różne sprzedawał. Byłam na jego prelekcji jakieś 7 lat temu. Mówił, żeby sobie teraz ASAP zrobić zęby, bo jak nagle jest wojna albo cokolwiek i rozboli cię ząb to umarł w butach. Jak to człowiek wychowany w czasach prosperity miałam takie “haha, no co pan, przesadzasz pan, nic takiego się nie stanie”. A potem bum, pandemia, znajomy prawie umarł na brak dentysty. Ja dzikim fuksem miałam zęby zrobione. I jest mi jakoś tak analogicznie z tymi zatokami. Może trzeba zrobić ten nose job zanim wywiozą wszystkich lekarzy albo zanim skończą się leki albo cokolwiek. Bleh.
Podsumowując mój wywód – coś będę kombinować, ponieważ jestem Polką i mam obowiązki kombinatorskie.
I zróbcie sobie zęby ASAP.